Temat: Moralność rzymsko-katolicka
Obywatel Ksiądz, czasami wbrew Pismu „ojcem” zwany, jak zresztą znakomita większość rzymsko-katolickiego duchowieństwa jest pewnym symbolem; odzwierciedla mianowicie psychikę całej tej kasty. Jako detektywi niemoralności sami nie zdajecie sobie sprawy, do jakiego stopnia przeżarci jesteście niezdrowym erotyzmem.
Czy przeciętny ksiądz strzeże celibatu czy nie, sprawa płci jest dla niego nieustającą obsesją, zboczeniem, chorobą. Przesłania mu cały świat. I to jest zupełnie naturalne; nie może być inaczej.
Pamiętamy okres powojenny: ziemia kurzyła się jeszcze od krwi, przed Europą otwierały się całe kompleksy nowych zagadnień gospodarczych i moralnych, a księża nasi umieli tylko grzmieć z ambon przeciw krótkim, mini sukniom, przeciw gołym ramionom i zbyt odsłoniętym dekoltom. Najwyższe dla nich zadanie to nie dopuścić, aby jakaś para, co nie daj Boże się pocałowała - chociażby w książce - poza tym wszystko jest dla nich ,,moralnie obojętne".
Życie przepływa koło nich jak coś obcego, niezrozumiałego, nienawistnego; widzą tylko genitalia, odkryte łono, bodaj na gipsowym posągu. Toż to dewianci, chorzy ludzie! Otóż wobec tego, że jesteście, czy mniemacie się oficjalnymi piastunami moralności, że najzazdrośniej strzeżecie swego monopolu w tym zakresie, nie jest bez znaczenia fakt, że nędza, wojny, szpiegostwo, oszustwo, spekulacje, wyzysk i wszystkie w ogóle niedole ludzkości - to są dla was rzeczy ,,moralnie obojętne".
Natomiast własne dewiacje w tym cala armia pedofilów i innych seks dewiantów nie.
Czyż tym wyznaniem nie stawiacie się poza społeczeństwem, w którym - i z którego - żyjecie?
Takie moralizatorskie wystąpienia dokumentują tu i ówdzie poziom etyczny i umysłowy naszego kleru.